„Siedem strasznych bram piekła jest ukrytych w siedmiu przeklętych miejscach…”
Włoskiego mistrza grozy i makabry jakim bez wątpienia był Lucio Fulci miłośnikom horroru nie trzeba przedstawiać. Jako bardzo „płodny” reżyser ma na swoim koncie bardzo dużo mniej lub bardziej udanych filmów, ten bez wątpienia zalicza się do tej drugiej kategorii. Ba mogę nawet zaryzykować stwierdzenie, że to jego najlepszy film jaki udało mu się stworzyć w złotym okresie lat 80-tych, a nawet karierze.
Schweick, bo o nim mowa, zostaje siłą wyciągnięty z pokoju w którym mieszka i zaprowadzony do piwnicy hotelu. Malarz usiłuje wytłumaczyć wściekłym mieszkańcom, że budynek w którym się obecnie znajdują został wzniesiony na jednej z siedmiu bram piekieł i tylko on posiada wiedzę aby ich ocalić. Tłum jednak nie ma zamiaru dłużej wysłuchiwać tych herezji i natychmiastowo przechodzi do tortur, by na sam koniec ukrzyżować Schweick’a.
Po tym prologu film przenosi nas do czasów współczesnych, a dokładniej w lata 80-te, kiedy kobieta o imieniu Liza odziedzicza wspomniany wyżej hotel. Nie zdaje sobie jednak sprawy, że został on wybudowany na jednej z siedmiu bram piekieł. Zaczyna dochodzić do wielu wypadków jak i przestróg ze strony niewidomej kobiety o imieniu Emily. Liza jednak wciąż chce pozostać w hotelu, co nie będzie dla niej korzystne, ale więcej już nie zdradzę, aby zobaczyć jak dalej potoczyła się ta historia, odsyłam do obejrzenia filmu.
Jak na produkcję z wczesnych lat 80-tych, to od strony technicznej stoi na bardzo wysokim poziomie. Wiele scen do dziś robi na widzu piorunujące wrażenie. Jest on także jednym z niewielu filmów przesadnie brutalnym, ale za to idealnie komponującym się ze świetnym klimatem. Wypadałoby wspomnieć też kilka słów o ścieżce dźwiękowej, za którą odpowiada znany fanom twórczości Fulciego, Fabio Frizzi. Soundtrack ten przez wielu fanów grozy uważany jest za najlepszy w historii horroru jaki powstał, po części podzielam tą opinię, piszę po części, ponieważ moją numero uno ścieżką dźwiękową z horroru jest zupełnie inna, ale tego już tu nie zdradzę. Ta natomiast plasuje się w moim rankingu dziesięciu najlepszych soundtracków. Jak każdy film, tak i ten nie ustrzegł się błędów, nie są one jakoś mocno rażące, ale da się zauważyć takie niedociągnięcia jak zbyt jasny odcień krwi czy chociażby momentami dziwne zachowania bohaterów. Są to jednak drobnostki, które zupełnie nie wpływają na klimat filmu, a zakończenie wgniata w fotel i na długo jeszcze pozostaje w naszej pamięci. Kto jeszcze nie widział to niech szybko nadrobi ten błąd, bowiem jest to jeden z nielicznych filmów z zombie tak dobrze zrealizowany. Jak najbardziej polecam.