[RECENZJA] Dead Island: Ryder White DLC

-Nie tak dawno informowaliśmy o premierze ostatniego DLC do Dead Island pt. 'Ryder White’ Campaign. Dodatek pomijając fakt że miał dać nam odpowiedzi na nurutujące nas pytania dotyczące fabuły, obiecywał także 6 godzin dodatkowej zabawy, nowe bronie, zupełnie nową historię w uniwersum gry. Czy wszystkie obietnice zostały spełnione? No nie do końca…

-Historia zaczyna się na niedługo przed wydarzeniami znanymi z podstawowej części. Tytułowy bohater jest przesłuchiwany przez swoich przełożonych, demonstrując przy tym swoje oddanie służbie wojskowej. Oddany do tego stopnia że zabiłby swoją własną żonę, mimo pewnego wahania przy udzieleniu odpowiedzi na to pytanie. To zadecydowało że został wysłany na Banoi, gdzie odkrywa miasto w pogrążone w chaosie a jakby tego było mało, ukochana którą jeszcze nie tak dawno zgodziłby się zabić, teraz sama jest na dobrej drodze by zasilić szeregi żywych trupów.

-DLC Ryder White, oprócz tego że rzuca zupełnie nowe światło na fabułę Dead Island, rzuca także obietnice na wiatr. Docelowo mieliśmy dostać około 6 dodatkowych godzin rozgrywki, a tymczasem dodatek da się przejść w o połowę krótszym czasie. Nie pokuszono się na zrobienie jakiejkolwiek nowej miejscówki w grze a zwiedzimy tereny które już zwiedzaliśmy bohaterami podstawki. Do tego nie wszystkie, bo odwiedzimy miasto Moresby, kanalizacje oraz więzienie, gdzie znajdziemy także finał tego dodatku. Tak i w tym momencie poznamy najwięcej odpowiedzi na nurutujące nas pytania. Wcześniej autorzy DLC serwują nam jedynie namiastkowe informacje, które wyławiamy z monologów Rydera i jego rozmów z dowódcami.

-Prócz tego że DLC jest naprawdę mega krótkie i nie zachęcające prawie wcale do przejścia go po raz drugi, jest jeszcze więcej bolączek. Przede wszystkim zabrakło tu co-opa. Nie wiem co przeszkadzało twórcom w dodaniu choćby jednej postaci, nawet bliżej nieokreślonego żołdaka, by ten towarzyszył Ryderowi a pod koniec zginął choćby zjedzony przez zombie. Niestety nic takiego się nie dzieje. Brakuje także drzewka umiejętności znanego z podstawki. Autorzy tłumaczą się że DLC jest zbyt krótkie by rozwinąć możliwości Rydera. Jednak ja się z tym nie zgodzę, bo wcale bym się nie obraził gdybym mógł Rydera trochę podrasować. Być może dlatego grając w „Ryder White” zaczynamy z miejsca z 15 levelem i będziemy musieli z nim telepać do końca gry. Zatem z gry która była FPS-RPG, zostaje zmieniona w FPS’a w mocnym tego słowa znaczeniu, bo broń białą szybko zastąpimy bronią palną. Nowe bronie ograniczają się bodaj do 2-3 nowych rodzajów i nic poza tym. Niestety…

-Rzadko zdarza mi się obsmarowywać gry na starcie recenzji, jednak tu się dość zawiodłem. Czy są zatem pozytywne aspekty ”Ryder White Campaign DLC”. Jest kilka, jak choćby poziom trudności gry. Został wywindowany znacznie wyżej niż w podstawce. Przeciwnicy są bardziej śmiercionośni i bardziej skorzy do ataku. Nie raz i nie dwa z daleka nas wypatrzą a zainfekowani (biegające zombie) pojawiają się ze zdwojoną częstotliwością. Innym dobrym aspektem gry są zadania. Mimo że sprowadzają się one do biegania z punktu A do punktu B, są dość interesujące. Jednym z takich przykładów niech będzie pięcio-minutowy survival na stacji benzynowej w oczekiwaniu na śmigłowiec ratunkowy albo przebijanie się przez przeciwników na moście by ostatecznie go puścić z dymem za pomocą ładunków C4. Brzmi nieźle i dokładnie tak jest.

-Podsumowując, DLC „Ryder White” nie wnosi nic nowego do świata gry. Co więcej, ujmuje z niego esencję jaką był CO-OP oraz budowanie naszej postaci. Jednak pomimo tego ujmowania i długości dodatku, czas nam mija jak z bicza strzelił, bo eksterminacja zgniłków zawsze niemal jest radosna i ani się obejrzymy jak na monitorze zostaną napisy końcowe. Czy warto wydać na ten dodatek około 36 złotych? Zdecydowanie nie… ale jak dobrze w necie poszukacie to znajdziecie tańsze oferty. A za te pare złotych, warto zostać na Banoi te dodatkowe 3 godziny więcej…