[recenzja] World War Z

 
Matka natura to seryjny morderca. Najlepszy ze wszystkich. Ale jak wszyscy seryjni mordercy, pragnie dać się złapać, bo przecież szkoda byłoby, gdyby nikt nie usłyszał o zbrodni doskonałej…

Rok 1968. George Romero, za sprawą zrealizowanej własnym sumptem Nocy żywych trupów, efektownie wprowadza zombie do popkultury, tworząc dla nich dogodną niszę, w której trwają odtąd, skupiając na sobie uwagę może niezbyt licznych, ale za to oddanych fanek i fanów.

Rok 2013. Zombie szturmują kino głównego nurtu. Skutecznie.

Ok, World War Z nie jest filmem doskonałym. Jest jednak filmem zaskakująco dobrym. A także – mimo morza (dosłownie i w przenośni) trupów i jak na poruszaną tematykę – jest niespodziewanie przyjazny widzowi, który szuka dobrej rozrywki i niekoniecznie kocha sceny gore… Ale po kolei.

Fabuła filmu jest bardzo luźno osnuta na historii rodem z powieści Maxa Brooksa pod tym samym tytułem. Bardzo luźno, bo z książki pochodzi przede wszystkim oryginalna wizja zombie apokalipsy. Grany przez Brada Pitta bohater w literackim pierwowzorze nie występuje, a sama powieść to zbiór wielu indywidualnych historii bardzo różnych postaci, które łączy tylko to, że wszystkie znalazły się w obliczu koszmaru zawładnięcia światem przez zombie. Wydaje się jednak, że odejście od koncepcji bohatera zbiorowego, która na papierze znacznie lepiej się sprawdza niż w kinie, wyszło filmowi na dobre.

world-war-z1

Gerry’ego Lane’a poznajemy podczas sielankowego poranka, jaki spędza z rodziną: żoną (znana ze świetnego serialu kryminalnego The Killing Mireille Enos) i dwiema kilkuletnimi córkami. Bohater smaży dla dzieci naleśniki i jednym uchem słucha płynących z telewizora informacji o wprowadzeniu stanu wojennego, nie przeczuwając, że już za kilka chwil, gdy będzie wraz z całą rodziną stał w miejskim korku, dopadnie go trudny do wyobrażenia koszmar. Bohaterom ledwo udaje się przetrwać, jednak to dopiero początek – wkrótce Gerry dostanie „propozycję nie do odrzucenia” od swoich dawnych przełożonych z ONZ. Jego zadaniem będzie odkrycie prawdy o pacjencie zero i pomoc w znalezieniu szczepionki na działanie tajemniczego wirusa przypominającego wściekliznę, zmieniającego ludzi w bezrozumne, ale diablo skuteczne i bezwzględne, mordercze monstra.

Film Marca Forstera trudno jednak nazwać horrorem. Jest to raczej sprawnie zrealizowane kino akcji, w którym zombie są tylko tłem, a jako przeciwnik są straszne niemal na równi z dzikimi bandami całkiem zwykłych ludzi. Ba! Niekiedy, będąc w izolacji, bywają wręcz śmieszne (zakładam, że jest to zamierzony efekt). Z drugiej strony ich ogólna koncepcja jest całkiem oryginalna, choć w znacznym stopniu bazująca na tradycyjnych motywach – zarażenie przez ugryzienie, brak krążenia krwi (są naprawdę martwi, a nie „tylko” zainfekowani), bardzo proste odruchy, niepohamowane pragnienie atakowania ludzi i ten sam brak logiki, co zawsze w takich przypadkach (Jeśli są martwi, jakim cudem mogą się poruszać?! Do tego jeszcze tak żwawo!). Przedstawienie mas zombie jako przypominających ławicę, wydało mi się efektowne i całkiem świeże – jak widać nawet w przypadku motywu tak wyeksploatowanego w filmie jak zombie, wciąż można wymyślić coś nowego (jest to zresztą także novum w stosunku do książki, w której zombie są raczej niemrawe, ale zdeterminowane).

world-war-z6

Istnieje duża szansa, że fani i fanki klasycznych filmów o zombie będę rozczarowani. W filmie Fostera owszem, jest napięcie, ale nie wynika ono ani ze scen gore (których tu zwyczajnie brak), ani ze wzbudzanego w widzu lęku przed potworami (gdyż są tylko umiarkowanie straszne). Emocje budzi za to Gerry’ego wyścig z czasem. Nasz bohater przemierza bowiem pół świata w dość niekonwencjonalny sposób, w każdym z miejsc dopasowując do siebie strzępy zdobytych informacji. Od tego, jak sobie poradzi i czy zdąży na czas, zależą nie tylko losy ludzkości, ale także jego własnej rodziny. A paradoksalnie (?) to właśnie jest dla niego najważniejsze.

World War Z ma niezły scenariusz, opowiedziana historia jest dość spójna i na tyle logiczna, na ile może być historia o zombie (aczkolwiek też różnie z tym bywa). Niestety fabuła jest tylko umiarkowanie zaskakująca i pewne zdarzenia można przewidzieć (aczkolwiek np. zgon pewnego naukowca był dla mnie przyczyną kompletnego osłupienia – scenarzyści potrafili puścić oko do widza i zadrwić z konwencji), całość jest też dość długa (blisko 2 godziny) i miejscami się to czuje. Mimo to, film mnie wciągnął i zainteresował, oddziaływał też na moje (różne) emocje.

wwz4

Pozytywne wrażenie zrobiła na mnie  techniczno-artystyczna strona realizacji. Film ma według mnie bardzo udane zdjęcia potrafiące zbudować klimat (jak pierwsze sceny chaosu w Filadelfii czy samolot w deszczu na otulonym mrokiem lotnisku) czy zrobić monumentalne wrażenie (np. hordy zombie szturmujące mur otaczający Jerozolimę filmowane na szerokim planie – ogólnie sporo tu ujęć z szerokiego planu, co bardzo mi się podobało). Całość jest sprawnie i dynamicznie zmontowana, sceny kameralne przeplatają się z wręcz „batalistycznymi”, a wszystkiemu towarzyszy udana oprawa dźwiękowa, w której postawiono na nowoczesne brzmienia (dubstep). Z drugiej strony muszę z dezaprobatą przyznać, że niemal wszystkie najbardziej efektowne sceny znalazły się w zwiastunach – oglądając film poznajemy fabułę, która je łączy i to psuje wrażenia z oglądania.

Przyzwoite jest tu także aktorstwo. Postać Brada Pitta wydaje się całkiem wiarygodna, choć jakby się nad tym zastanowić, to nie do końca wiadomo, co w tym „przeciętniaku” z najwyraźniej barwną, ale niezwykle słabo zarysowaną przeszłością, tak interesuje jego dawnych przełożonych, że uparli się, że właśnie jemu powierzą tę misję. Niestety nie jest to dobrze uargumentowane i do końca pozostaje niejasne, tym bardziej, że postać Gerry’ego nie jest żadnym nadczłowiekiem, nie kopie z półobrotu, nie biega z karabinem, nie strzela z bazooki; po prostu szybko kojarzy fakty, jest sprawna fizycznie, zaradna i ma silnie rozwinięty instynkt przetrwania. Z drugiej strony ten brak efekciarstwa w kreacji postaci poczytuję jej na plus.

wwz2

Dobrze jest też na drugim planie – ucieszyłam się, widząc znaną mi oszczędną grę Mireille Enos, sprawdziła się też Daniella Kertesz w roli izraelskiej żołnierki, wreszcie przekonały mnie także postaci licznych wojskowych, polityków i naukowców, którzy przewijają się przez ekran w trakcie podróży Gerry’ego. Nawet dzieci grają tu niezłe role. Brak tu jednak pogłębionej psychologii postaci, co może być jednocześnie zaletą i zarzutem. Zaletą – bo twórcy unikają tandetnego psychologizowania i naciąganych wariacji na temat „natura ludzka kontra sytuacja ekstremalna”, zarzutem – bo zaludniające przedstawiony świat postacie, za wyjątkiem tych będących tłem tła i, oczywiście, zombie, wydają się być może troszkę zbyt prawe jak na te okoliczności.

Na Filmwebie wyczytałam w recenzji pragnącego odnieść film do współczesności autora, że w World War Z chmary zombie mają symbolizować „oburzonych” i nawiązywać do „kryzysowego świata”. Jest to w moim odczuciu wyjątkowo naciągane porównanie, nieuzasadnione i, w gruncie rzeczy, dla „oburzonych” obraźliwe. Sugerowałabym raczej pogodzenie się z taką możliwością, że chmary zombie w World War Z nie symbolizują niczego, a ich pojawienie się ma nam dostarczać rozrywki, a nie służyć za pretekst do refleksji nad kondycją współczesnego świata. O ile w istocie Romero zawierał w swoich filmach pewne przesłania (jak choćby zombie ciągnące do centrum handlowego w Poranku żywych trupów), przykładanie tej samej miary do World War Z wydaje mi się być dużą nadinterpretacją. Interesujące są tu jednak pewne dość dyskretnie zasygnalizowane kwestie polityczne, których nie będę przytaczać, by uniknąć spoilerów, jednak warty podkreślenia jest fakt, że choć głównym bohaterem jest Amerykanin, same Stany Zjednoczone nie górują tu nad innymi krajami i są tak samo bezradne wobec epidemii. Reżyser nie epatuje amerykańską flagą i oszczędza nam patriotycznych wywodów.

WWZ3

World War Z w moim odczuciu usatysfakcjonuje przede wszystkim osoby gustujące w sprawnym kinie akcji. Film jest przeznaczony dla widzów od 15 r.ż. i sądzę, że jest to dobra kategoria wiekowa – niby dużo tu śmierci, jednak brak dosłownych scen, brutalność jest raczej pozostawiona domysłom widza. Z tego też powodu film może wydawać się nieco naiwny, a już na pewno nie jest mroczny. Rozczarowani mogą być też fani i fanki książki, z którą film ma naprawdę niewiele wspólnego. Mnie samej jednak wizja Fostera, choć niezbyt odkrywcza, pod wieloma względami przypadła do gustu i uważam, że w kategorii filmu akcji plasuje się sporo powyżej przeciętnej.

 Moja ocena: 8/10

{youtube}HcwTxRuq-uk{/youtube}

Tytuł oryginału: World War Z
Reżyseria: Marc Forster
Scenariusz: Matthew Michael Carnahan, Drew Goddard, Damon Lindelof
Na podstawie: Max Brooks, World War Z (powieść)
Rok produkcji: 2013
Premiera kinowa: 5 lipca 2013
Gatunek: akcja, dramat, horror
Kraj produkcji: USA
Czas trwania: 116 min